Z Bogiem
The Sun
Mało kto słyszał o nich w Polsce. Tymczasem zespół The Sun szturmem podbija włoski rynek muzyczny, koncertując i odbierając kolejne nagrody. A wszystko w imię Boga.
Zaczęło się w 1997 roku. Początkowo grali melodyjnego punk rocka, występowali przed The Offspring, nagrali płytę ze słynnym japońskim zespołem punkowym, Nicotine. Wkrótce po tym zostali nazwani „najlepszym włoskim zespołem punkowym na świecie”. Był rok 2004, na rynek trafił ich trzeci „Tour All Over”. Chłonęli muzyczny świat: jeździli po świecie, supportowali największe gwiazdy, jak The Cure, byli u szczytu sławy. Ale w muzycznym świecie sukces bywa okupiony czymś jeszcze. Wkrótce pojawiły się narkotyki, alkohol, kobiety.
- Zamiast czuć się szczęśliwsi coraz rzadziej rozmawialiśmy ze sobą, byliśmy po prostu źli - mówił później Francesco Lorenzi, frontman zespołu, na spotkaniu watykańskiej dykasterii ds. kultury. Jak to się stało, że punkowcy zagrali przed biskupami, kardynałami i dziennikarzami, reprezentując młodą, chrześcijańską scenę muzyczną? Prozaicznie: od matki Lorenziego, która widząc co dzieje się z synem w 2007 roku zabrała go do małego, włoskiego kościoła, na parafię w ich rodzinnym mieście. Wokalista wspomina, że myślał że to miejsce dla ludzi starych i smutnych, w którym zanudzi się na śmierć. - Zamiast tego zostałem ciepło przywitany a to ciepło i uśmiech, który zobaczyłem na twarzach ludzi w kościele, na prawdę mnie uderzyło – wspomina. - Wtedy to było to, czego potrzebowałem. Coraz częściej pojawiał się w kościele, na adoracjach i Mszach Świętych. Zmieniał się. - Moją transformację zaczęli dostrzegać inni członkowie zespołu – mówi. I choć przemiana zajęła zespołowi prawie pięć lat, to już w 2008 roku zmienili nazwę na The Sun a w ich piosenkach zaczęły pojawiać się słowa o nadziei, miłości, przyjaźni czy życiu wiecznym, „o tym, co najważniejsze”. Ich misją stało się ambasadorowanie w Kościele takim, jak oni: młodym, twórczym, którzy nie dawno odkryli Chrystusa. Kilka miesięcy po nawróceniu Lorenzi na swoim blogu zadał pytanie, prosząc fanów o udział w ankiecie, o to, dlaczego warto wierzyć i co przyciąga ich do Kościoła? Odpowiedziały na nią tysiące osób. Odpowiedź była jednoznaczna: przede wszystkim autentyczne świadectwo. Postanowili w ten sposób pomóc Kościołowi dotrzeć do młodych, muzyką zasypując granice, dzielącą ich od spotkania z Chrystusem i drugim człowiekiem.
Razem z innymi członkami zespołu Lorenzi kilkakrotnie pielgrzymował do Ziemi Świętej, która po tych podróżach zajmuje niezwykłe miejsce w twórczości zespołu. Po jednej z takich podróży powstał album Spiritti del sole (2010), pierwszy z liryką po włosku. W Palestynie, w zasadzie przypadkiem, poznali ojca Mario Cornielliego i jego stowarzyszenie „Habibi”. Ksiądz Mario początek ich współpracy nazwał natchnionym, choć po prostu napisał do zespołu mail: „Duch Święty skłonił mnie, by napisać tego maila” rozpoczął wiadomość. I, jak to mówią, dalej poszło już z górki. Lot do Tel-Awiw mieli akurat w dzień 30. urodzin Rickiego, perkusisty i założyciela zespołu. To spotkanie wpłynęło na ich przemianę, jak sami mówią, wspominają je tak, jakby ktoś zaświecił im w oczy latarką. Widząc dzieło, które dokonuje ks. Mario postanowili pomóc. Wiosną 2011 roku, zagrali na Dniu Pokoju, nagrali piosenkę, opowiadającą o pracy włoskiego misjonarza w Palestynie a w 2015, razem ze swoimi fanami przeprowadzili zbiórkę pieniędzy, która przeznaczona została na pomoc palestyńskim dzieciom, podopiecznym ks. Mario, który 11 marca będzie gościem 5. odsłony rekolekcji „Ogień dla nas i całego świata” w Sanktuarium w Łagiewnikach. Co prawda The Sun nie przyjadą do Łagiewnik, w Krakowie ostatni raz byli latem 2016, na Światowych Dniach Młodzieży. W swoich piosenkach The Sun starają się pokazywać prawdę o tym, co dzieje się na terenach ogarniętych konfliktem i pomagać pokrzywdzonym w konflikcie. Za te wszystkie działania 6 grudnia 2016 roku zespół z rąk kard. Paroliniego otrzymał papieski medal pontyfikatu. Ale, jak sami twierdzą, najważniejsze jest świadectwo, które przekazują swoją muzyką.