Wywiady
Wspólna modlitwa ma moc
Z Elżbietą Wiater, historykiem, doktorem teologii, autorką „Modlitewnika rodzinnego”, rozmawia Kinga Ochnio.
Dlaczego tak ważne jest, aby rodziny modliły się wspólnie?
W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badania na temat tego, co wpływa na większą spójność i trwałość związku. Okazało się, że najrzadziej rozpadają się te rodziny, w których codziennie lub regularnie, np. raz w tygodniu, praktykowana jest wspólna modlitwa. To już pokazuje, jak istotną rolę odgrywa fakt, że rodzina razem się modli. To także forma ewangelizacji - w ten sposób rodzice przekazują wiarę swoim dzieciom, pokazują, że Bóg jest Tym, który jest najważniejszy. Myślę, że to też jest doświadczenie tego, na ile blisko potrafimy być, ponieważ modlitwa jest czymś bardzo indywidualnym, osobistym. Jeżeli jesteśmy w stanie pomodlić się z kimś w wąskim, kameralnym gronie, to pokazuje, na ile dana więź w rodzinie jest mocna.
Modlitwa jest czymś bardzo intymnym, czym bardzo trudno się podzielić. Jak pokonać tę barierę wstydu?
Nie ma złotego środka. Po prostu trzeba zacząć się wspólnie modlić. To jest trudne, możemy czuć się dziwnie. Dlatego najlepiej, kiedy wspólną modlitwę zaczyna się praktykować już od początku małżeństwa, życia rodzinnego, bo wtedy w naturalny sposób wchodzi nam to w krew. Normalnym staje się to, że jest w domu miejsce zwane ołtarzykiem (kiedyś w niektórych regionach Polski była praktyka tzw. świętego kąta) - to jest ta przestrzeń - można powiedzieć - sakralna, w której się spotykamy, żeby się modlić, i która nam pokazuje, co jest najistotniejsze, gdzie możemy pójść w momencie doświadczenia kryzysu, ale też radości.
Co wtedy, kiedy między małżonkami dochodzi do konfliktów, sporów? W takich sytuacjach czasami trudno jest o szczerą rozmowę, a co dopiero wspólną modlitwę...
Przed wieloma laty na jedno ze spotkań podczas rekolekcji dla małżeństw organizowanych w Krakowie przez kurialny instytut duszpasterstwa rodziny, za który odpowiedzialna była wówczas Wanda Półtawska, zaproszono Karola Wojtyłę. Kardynał miał wygłosić wykład na temat kryzysu małżeńskiego. Powiedział, że zanim zacznie, zaprasza wszystkie pary na adorację. Po pół godzinie małżeństwa, które wróciły z adoracji, przyznały, że już nie muszą słuchać o tym, w jaki sposób rozwiązać problem. Wspólne spotkanie z Bogiem pomogło im znaleźć punkt oparcia, który pozwala odbić się od dna, od kryzysu. Z kolei, kiedy wiara jest czymś naskórkowym, kiedy małżonkowie nie przeżywają jej wspólnie i głęboko, wtedy wspólna modlitwa może być bardziej problemem, niż sposobem na jego rozwiązanie. Mimo to warto iść w stronę wspólnej modlitwy, wspólnego uczestnictwa w Eucharystii - o ile jest to możliwe, bo wiadomo, że kiedy są małe dzieci, może być z tym różnie. Doświadczenie wspólnego stawania przed Bogiem to wracanie za każdym razem do momentu ślubu. Pamiętajmy, że przysięgę małżeńską dwoje ludzi składa w obecności świadka, społeczności; wobec tych wszystkich ludzi małżonkowie deklarują, że będą wobec siebie uczciwi, będą się kochali. Trzecią i najważniejszą osobą, wobec której ślubują, kogo reprezentuje kapłan, jest Bóg. Jemu przysięgają, że będą robić wszystko, korzystając z Bożej łaski, wsparcia, żeby pozostać w tym związku, aby on kwitł i poprowadził oboje do świętości. Za każdym razem, kiedy małżonkowie wspólnie stają przed Bogiem, dają do zrozumienia: „Jesteśmy wciąż razem, dzięki Tobie. Błogosław, żeby było tak nadal”. Myślę, że to jest esencja wspólnej modlitwy.
Każdy w rodzinie ma swój plan dnia, swoje sprawy... Jak przy różnych obowiązkach tak się zgrać, aby razem się pomodlić?
Odmówienie „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo”, „Wierzę w Boga” trwa kilka minut. Jeżeli ustalimy, że wspólna modlitwa jest dla nas ważna, to ten czas się znajdzie. Jeżeli uznamy, że to rzecz drugorzędna - zawsze będą ważniejsze sprawy. Z powodu obowiązków zawodowych zdarza się, że małżonkowie mijają się albo nie widują codziennie, np. mężczyzna jest kierowcą tira - nie ma go często w domu; albo kobieta pracuje jako pielęgniarka, co wiąże się z dyżurami o różnych porach. Wtedy można się umówić, że o konkretnej godzinie, np. o 21.00, kiedy jest Apel Jasnogórski, oboje modlą się tam, gdzie są. Ta świadomość, że mój mąż/moja żona w tym samym momencie, nie widząc się nawzajem, modli się, daje siłę. To rozwiązanie w sytuacji, kiedy nie da się fizycznie razem klęknąć i się pomodlić.
Jak uczyć i zapraszać do wspólnej modlitwy dzieci?
Dobrze, aby dzieci widziały modlących się rodziców albo żeby uczestniczyły raz w tygodniu z rodzicami we wspólnej modlitwie. Dobrym dniem na to jest niedziela, czas, który w zamyśle ma być dniem Pańskim, czyli czasem poświęconym Bogu. Wtedy można ustalić, że wieczorem klękamy wspólnie do modlitwy. To nie musi być przed snem, bo każdy może iść spać o różnej porze, ale należy wybrać sobie moment w ciągu dnia, który można przeznaczyć na modlitwę. Jak zachęcać? Podam przykład: do kościoła przyszła kobieta z kilkuletnim dzieckiem. Uklękła. Dzieciak się kręcił, przyglądał mamie, po czym sam ukląkł i zaczął się patrzeć w stronę tabernakulum. Jeżeli dziecko widzi, że rodzice się modlą, to zacznie ich naśladować. Dla mnie bardzo mocnym doświadczeniem z dzieciństwa był widok mojego taty, który klękał do modlitwy. Był człowiekiem bardzo silnego charakteru, o silnej osobowości, zdecydowanym - nie lubił, kiedy wchodziło mu się w drogę albo miało inne zdanie. Ten moment, kiedy widziałam ojca, który klękał do modlitwy, to był szok w pozytywnym sensie - mój tato, który jest najsilniejszym znanym mi człowiekiem, przed kimś klęka. To, że moi rodzice regularnie praktykowali, moja mama odmawia Różaniec, że jest to dla nich ważne, było początkiem mojej drogi w stronę bardziej dojrzałej wiary. Wiadomo, że przychodzi wiek nastoletni, zaczynają się kryzysy - każdy musi przez to przejść. I bardzo dobrze, jeśli pojawia się kryzys w wieku nastoletnim, to znaczy, że człowiek dojrzewa także w wierze. Jeżeli taki młodzieniec wyniesie z domu doświadczenie modlitwy rodziców, tego, jak jest istotna, jak ważny jest Bóg, to jest większa szansa, że do niej wróci.
Jakie modlitwy odmawiać? Czy istnieją konkretne wskazówki?
W regule św. Benedykta jest punkt o modlitwie, który brzmi: „Jeżeli mnich chce się modlić, niech się modli”. I nic więcej. Życie modlitewne jest kwestią osobistą. To też sfera zmienna, bo dla kogoś modlitwą podstawową przez jakiś czas może być Koronka do Miłosierdzia Bożego, a w pewnym momencie stwierdza, że zaczyna „znosić” go w stronę Różańca. To są kwestie, które trzeba wypraktykować. Mamy olbrzymie bogactwo modlitw w Kościele, modlitw pisanych przez świętych, ale też sprawdzonych przez wieki praktykowania, jak Różaniec, koronki, nowenny. Obecnie triumfy święci - moim zdaniem bardzo słusznie - nowenna pompejańska. W życiu, doświadczeniu Kościoła uzbierało się bardzo wiele wspaniałych tekstów i form modlitwy. To jest kwestia poszukania, odnalezienia własnej formuły. Są osoby, które będą świetnie czuły się w modlitwie medytacyjnej, a są takie, które gdyby miały siedzieć pół godziny w jednym miejscu, to by je rozniosło. Dla nich bardzo dobra będzie modlitwa w ruchu, np. odmawianie Różańca podczas spaceru. Warto też zachować i podtrzymywać schematy paraliturgii domowej: błogosławieństwo młodej pary przed pójściem do kościoła, dziecka pierwszokomunijnego, modlitwa przed wieczerzą wigilijną, przed śniadaniem wielkanocnym itd.
Dlaczego mówi się, że modlitwa rodzinna jest skuteczna?
Pan Jezus powiedział, że gdzie jest dwóch albo trzech, to On jest między nimi. Rodzina to jest właśnie dwoje albo troje. Są między nimi więzi nie tylko emocjonalne, ale też krwi. Można być w bardzo dużym konflikcie ze swoim rodzeństwem czy rodzicami, ale te więzy krwi pozostają, nawet kiedy się ich wyrzekamy. Natomiast, kiedy one nas jednoczą, jeśli wspólnie się modlimy, to pod względem duchowym jest to potężna moc. To jest piękne, kiedy ludzie są jednością nie tylko ze względów czysto ludzkich czy społecznych, ale stają się też jednością w Duchu Świętym.
Dziękuję za rozmowę.