Świadkowie wiary
Wszystko dla Niepokalanej
W gimnazjum był geniuszem nauk matematyczno-przyrodniczych. W domu - Mundkiem. W Auschwitz - numerem 16670. Niektórzy koledzy księża mówili o nim: Boży szaleniec. Zresztą on sam jeden ze swych listów podpisał: „szaleniec dla Niepokalanej”. Wspólnota franciszkańska nadała mu imię Maxymilianus, czyli największy, bo już za młodu przejawiał oznaki nieprzeciętności.
Mieliśmy tak skryty ołtarzyk, do którego on często się wkradał i modlił z płaczem, w ogóle całym zachowaniem był ponad wiek dziecinny, zawsze skupiony, poważny, a na modlitwie zapłakany. Byłam niespokojna, czy czasem nie jest chory, więc pytam się go: «Co się z tobą dzieje?». Zaczęłam więc nalegać. «Mamusi musisz wszystko powiedzieć». Drżący ze wzruszenia i ze łzami mówi mi: «Jak Mama mi powiedziała: co to z ciebie będzie, to ja prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powiedziała, co ze mnie będzie. I potem, gdy byłem w kościele, to znowu Ją prosiłem. Wtedy Matka Boża pokazała mi się, trzymając dwie korony: jedną białą, a drugą czerwoną. Z miłością na mnie patrzała i spytała, czy chcę te korony. Biała znaczy, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę. Wówczas Matka Boża mile na mnie spojrzała i znikła» - opowiadała o o. Maksymilianie Kolbem jego matka Marianna.
Jako kleryk napisał: „Chcę być świętym”, a ołówkiem dopisał: „i to największym”. Gdy wrócił ze studiów w Rzymie z dwoma doktoratami, prowincjał kazał mu wykupić miejsce na cmentarzu, bo był chorowity, słaby, oddychał tylko jednym płucem i - jak mówiono - „mógł umrzeć lada dzień”. Tymczasem ten schorowany i w dziurawych butach franciszkanin został założycielem jednego z największych koncernów wydawniczych na świecie.
Prorok mediów
W dwudziestoleciu międzywojennym medialne imperium z Niepokalanowa nie miało sobie równych. Wydawało największy miesięcznik „Rycerz Niepokalanej”, a także najpopularniejszą gazetę codzienną 30-lecia XX w. - „Mały Dziennik” (nakład 300 tys. egz.). A wszystko to dla Niepokalanej. O. Kolbe każdą sprawę rozpoczynał od modlitwy. Na pierwszym miejscu Bóg, a wszystko inne stawało się wypadkową tego pierwszego wyboru. O tym, że był postacią wyjątkową, świadczą także jego pasje: matematyczna, naukowa (autor m.in. koncepcji pojazdu księżycowego). Uwielbiał dyskusje i polemiki - nie przepuścił żadnej okazji do ewangelizacji. Był prorokiem środków masowego przekazu: „Możemy wybudować wiele kościołów. Ale jeśli nie będziemy mieli własnych mediów, te kościoły będą puste”.
Założył Niepokalanów, który stał się samowystarczalnym miasteczkiem z własną piekarnią, strażą pożarną i elektrownią. W 1938 r. uruchomiono tam pierwszą katolicką rozgłośnię radiową. Podjęto też próby utworzenia telewizji, zainicjowano budowę lotniska. We wrześniu 1939 r. Niepokalanów stał się największym klasztorem katolickim na świecie - przebywało tam ok. 700 zakonników i kandydatów. W latach 1931-35 o. Maksymilian prowadził działalność misyjną w Japonii, gdzie rozpoczął wydawanie japońskiego odpowiednika „Rycerza Niepokalanej” i założył Niepokalanów Japoński w okolicach Nagasaki (cudownie ocalały po wybuchu bomby atomowej). Podobne ośrodki założył także w Chinach i w Indiach.
Takiegośmy tu jeszcze nie mieli
17 lutego pod bramy Niepokalanowa zajechały wojskowe samochody. „Po o. Maksymiliana” - usłyszał odźwierny. O. Kolbe trafił na Pawiak, gdzie przebywał do 28 maja, a następnie do Oświęcimia. W obozie otrzymał nr 16670. Ks. Konrad Szweda, były więzień KL Auschwitz, tak wspominał o. Kolbego: „Miał silną, nieugiętą wolę, dzięki której panował nad popędami swojej natury i podporządkowywał je wytkniętemu celowi. Choć sam był głodny, potrafił miskę zupy, którą zaczął jeść, odstąpić „muzułmaninowi”, zrezygnować z kubka herbaty na rzecz drugiego, choć sam miał spieczone od gorączki wargi, a lekarzowi ambulatoryjnemu na propozycję przyjęcia do «rewiru», powiedzieć: «Niech pan doktor weźmie do szpitala o tego tam młodszego ode mnie, stojącego w kolejce». (…) Ubrany w pasiasty kaftan skazańców w drewniakach na okaleczałych nogach, z miską wiszącą u boku, wmieszany w masę wychudłych niewolników, popędzanych wszędzie z nienawiścią, bitych i pogardzanych, o. Kolbe znosił cierpienia mężnie. Do jednego z więźniów powiedział: „Jestem zadowolony, że Niepokalana zezwoliła mi być tu, gdzie mogę zdobywać dla Niej serca ludzi, którzy znajdują się w ciężkich warunkach i potrzebują pocieszenia”. O. Kolbe bolał nad sytuacją więźniów; modlił się za nich, a najbliżej stojącym dodawał otuchy słowem i radą: „Ufajcie Niepokalanej, Ona zawsze pomaga”. Mówił o wartości cierpienia, które, jeśli się przyjmie z miłością, prowadzi do nagrody i chwały wiecznej. Wśród zwątpień, apatii i zobojętnienia docierała do świadomości myśl: a więc trzeba żyć i cierpieć. Każdy dzień przeżyty w boleściach i torturach był szczeblem do zmartwychwstania i szczęścia w niebie, drabiną do wyższej doskonałości. Zbawienne oddziaływanie sługi Bożego nie skończyło się wraz z zamknięciem w głodowym bunkrze. Sięgało ono poza żelazne drzwi bloku śmierci i ciemnej celi skazańców. Opowiadał kalefaktor bunkra Brunon Borgowiec, pracownik umysłowy Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Chorzowie, że o. Kolbe umierających kolegów pojednał z Bogiem, modlił się z nimi i za nich, śpiewał pieśni maryjne. Na wizytujących go esesmanów kierował spojrzenie pełne dobroci, tak iż krzyczeli: „Patrz na ziemię, a nie na nas. Takiegośmy tu jeszcze nie mieli”.
Wierny rycerz
Pod koniec lipca 1941 r. z obozu uciekł jeden z więźniów. W odwet za tę ucieczkę Niemcy skazali dziesięciu osadzonych na śmierć głodową. Wśród nich był Franciszek Gajowniczek. „Nieszczęśliwy los padł również na mnie. Ze słowami: «Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam» - udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci głodowej”. Te słowa słyszał o. M. Kolbe. Wyszedł z szeregów, zbliżył się do „Lagerfuhrera” Fritzscha i usiłował ucałować jego rękę. Fritzsch zapytał tłumacza: «Czego życzy sobie ta polska świnia?». O. Kolbe, wskazując ręką na mnie, wyraził swoją chęć pójścia za mnie na śmierć. Fritzsch ruchem ręki i słowem «niech wyjdzie», kazał mi wystąpić z szeregu skazańców, a moje miejsce zajął o. M. Kolbe. Za chwilę odprowadzono ich do celi śmierci, a nam kazano rozejść się na bloki...” - wspominał Gajowniczek.
14 sierpnia 1941 r. niemiecki oprawca dobił o. Kolbego zastrzykiem fenolu. Umarł w przeddzień święta swej Królowej. Wierny rycerz.
Wstawia się za nami obiema rękami
Pytamy o. Piotra Marię Lenarta OFMConv, redaktora naczelnego „Rycerza Niepokalanej”
„Rycerz Niepokalanej” to specyficzne pismo, ponieważ jego założycielem jest sam święty. Jedną z najpoczytniejszych rubryk są podziękowania za łaski otrzymane za wstawiennictwem Maryi i o. Kolbego. Czy św. o. Maksymilian chętnie wstawia się za nami?
O. Maksymilianowi zależało na każdym człowieku, aby nawrócił się, uświęcił i zbawił. Tak więc i teraz, z nieba, nie zaprzestaje na tym polu pracować - i to - jak mówił braciom - dwiema rękami, bo już nie musi jedną ręką trzymać się łaski Bożej, by nie upaść: „Ufając Jej bezgranicznie, wiele będziemy potrafili dla chwały Bożej zdziałać: wiele już tu na ziemi, a jeszcze więcej w niebie, gdzie nie potrzeba się już jedną ręką trzymać, by samemu nie upaść, ale obydwie ręce można wyciągnąć ku ludziom...”. Zatem jak na ziemi pracował bez wytchnienia nad zbawieniem każdej duszy, tak tym bardziej teraz nie zaprzestaje wstawiać się za nami i pomagać w drodze do niebieskiej ojczyzny.
Które ze znanych Ojcu świadectw łask otrzymanych za wstawiennictwem o. Maksymiliana robi na Ojcu największe wrażenie?
Pamiętam szczególnie jedno, opublikowane w czerwcowym numerze „Rycerza Niepokalanej” 2004 r. pod tytułem „Układ o życie”, w którym mąż Stanisław wyprosił u św. Maksymiliana pół roku więcej życia dla swojej chorej żony, ukochanej Helenki. Ono naprawdę robi ogromne wrażenie... Piękne jest też świadectwo, które napisał Grzegorz Rajchel z Suchej Beskidzkiej o swojej mamie. Ukazał w nim, jak głęboka wiara i opieka św. Maksymiliana towarzyszyły tej rodzinie w różnych wydarzeniach czasem niełatwego życia, bo naznaczonego II wojną światową, reżimem komunistycznym i trudami budowania rodzinnego ogniska. To świadectwo zostało opublikowane w majowym numerze „Rycerza Niepokalanej” 2015 r. pt. „Ze św. Maksymilianem w tle”. Mocne wrażenie robi na mnie także książka „Nie krocz za mną”. Autorka opisuje niezwykłe spotkanie z o. Maksymilianem, które pomogło jej wyzwolić się z niewoli demonów.
A Ojcu, jako redaktorowi naczelnemu „Rycerza Niepokalanej”, o. Maksymilian pomaga w pracy?
Każdego dnia czuję, że „Rycerz Niepokalanej” jest dziełem Niepokalanej. Oczywiście nieustannie prosimy o wstawiennictwo i św. Maksymiliana, i serdecznego przyjaciela świętego - sługę Bożego o. Wenantego Katarzyńca, a także sługę Bożego br. Innocentego Marię Wójcika, doświadczając nieraz niezwykłych zdarzeń. Największe z nich to wymodlenie kolorowego „Rycerza Niepokalanej”. Stało się to dzięki zakupionym maszynom, które wydawały się być poza naszym zasięgiem. Kilkakrotnie też, kiedy już nie mieliśmy pomysłu, co Matka Boża chciałaby zamieścić w swoim „Rycerzu”, po modlitwie albo przychodziło natchnienie, albo ktoś zadzwonił z propozycją artykułu, wywiadu, materiału lub przychodził e-mail z takim materiałem, że wiedzieliśmy, iż jest on odpowiedzią na naszą modlitwę. Praktycznie każdy numer jest cudem Matki Bożej. Zawsze, gdy bierzemy do ręki dopiero co wydrukowanego „Rycerza”, pojawia się niedowierzanie: to myśmy go złożyli? I z wdzięcznością oddajemy całą tę pracę Tej, do której to wszystko należy. I co najbardziej zaskakujące, nawet błędy i wpadki po pewnym czasie okazywały się jakby zamierzone przez Niepokalaną!
Co o. Maksymilian ma do zaoferowania współczesnym ludziom?
To, co zawsze - Niepokalaną jako najpewniejszą i najkrótszą drogę do zbawienia. Tu nasuwają się słowa kard. Karola Wojtyły: „O. Kolbe odkrył tajemnicę Niepokalanej, a odkrył Ją nie tylko jako największe piękno wszechświata stworzonego, ale nade wszystko jako siłę, potężną energię, którą chciał przekazać też innym. I w tym właśnie celu założył stowarzyszenie, dając mu nazwę Rycerstwo Niepokalanej”.
Oddając się Niepokalanej według ideału świętego Maksymiliana, człowiek uzyskuje potężną siłę, zdolną pokonać siebie, wszystkie przeciwności i ograniczenia. Tego doświadczam już od samego początku przynależności do Rycerstwa Niepokalanej, czyli od 22 listopada 1991 r. Maryja mnie powywracała i pozmieniała, i prowadzi w taki sposób, że człowiek o własnych siłach już dawno by zwątpił, poddał się, wycofał... Ale Ona jest naprawdę tą „siłą, potężną energią”, której współczesny człowiek, a zwłaszcza chrześcijanin, bardzo potrzebuje.