Świadkowie wiary
Zaufać jak Abraham i Sara
W każdą drugą sobotę miesiąca o godzinie 16:00 w Kościele przy Zgromadzeniu Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu (ul. Nazaretańska 1) odbywają się Msze św., na które szczególnie zapraszane są małżeństwa, zmagające się z problemem niepłodności. Karolina i Grzegorz Rządzikowie trafili tam po 4 latach starań o dziecko, kiedy zawiodły niemalże wszystkie ludzkie środki, a poziom frustracji osiągnął punkt krytyczny. Dziś są szczęśliwą rodziną, a na świecie pojawili się Franciszek, Joachim i Samuel.
„Odtąd jedno, chociaż nadal dwoje"
Karolina i Grzegorz znali się kilka lat, zanim odkryli, że nie potrafią bez siebie żyć. Od tego czasu wszystko robili razem, a przyjaciele nazywali ich „gołąbkami". Dzielili wspólne pasje: dużo chodzili po górach, organizowali rowerowe wyprawy i planowali wspólną przyszłość. Krótko po ślubie, postanowili powiększyć rodzinę.
- Jak zapewne większość ludzi przewidzieliśmy wszystko, co nas spotka, a przynajmniej tak nam się wydawało. Pragnęliśmy przyjąć dzieci, którymi obdarzy nas Pan Bóg, „wiedzieliśmy", kiedy się pojawią i ile ich będzie - opowiada Grzegorz. Mijały jednak kolejne miesiące, a Karolina nie zachodziła w ciążę. Małżonkowie szybko przystąpili do próby zdiagnozowania problemu i rozpoczęli regularne wizyty u ginekologa.
- Zaczęło się żmudne szukanie przyczyny. Na początku podchodziliśmy do tego spokojnie, tłumaczyliśmy sobie, że mamy czas, robiliśmy standardowe badania, zażywaliśmy witaminy i suplementy - dodaje. - Od początku stosowałam naturalne metody planowania rodziny, których nauczyłam się na studiach. Prowadziłam karty obserwacji i zapisywałam wszystkie objawy - dopowiada Karolina.
Abraham i Sara
Kiedy po 2 latach nadal nie było spodziewanego efektu, Rządzikowie zdecydowali się na NaProTechnologię, o której usłyszeli kilka miesięcy wcześniej.
- Pojechaliśmy na pielgrzymkę do Lichenia. W tamtejszym Centrum Pomocy Rodzinie znaleźliśmy bazę instruktorów i lekarzy, którzy zajmują się NaProTechnologią. Postanowiliśmy spróbować. Kierowaliśmy się kluczem geograficznym i znaleźliśmy odpowiednie osoby w Krakowie. Mijały jednak kolejne spotkania z instruktorką modelu Creightona, a my nie zauważaliśmy żadnych zmian. Wizyty u pani doktor ginekolog niezmiennie wiązały się ze słowami „wszystko jest w porządku, już dawno powinniście być w ciąży".
Zaczęliśmy powoli myśleć o rezygnacji z leczenia - opowiadają. Właśnie wtedy, w chwili najgłębszego kryzysu i zniechęcenia, usłyszeli o krakowskim duszpasterstwie małżeństw niepłodnych. Kilka miesięcy zajęło im podjęcie decyzji, aby przyjść na spotkanie, które niezmiennie rozpoczynało się Mszą św. i adoracją. Po modlitwie można było zostać i porozmawiać z innymi małżeństwami już bardziej swobodnie, przy kawie i herbacie.
- Co innego leczyć niepłodność, a co innego rozmawiać o tym z obcymi! W rodzinie nikt nas o nic nie pytał. Czuliśmy się trochę wyobcowani - ze śmiechem wspominają małżonkowie. - Poszliśmy na Mszę i adorację, ale nie planowaliśmy zostawać na spotkaniu. Nawet specjalnie umówiliśmy się ze znajomymi, aby mieć wymówkę. Chcieliśmy po cichutku czmychnąć, ale się nam nie udało i tak już zostaliśmy - podsumowuje Karolina.
Rządzikowie zaangażowali się w działalność duszpasterstwa, zostali skarbnikami, współorganizowali dni skupienia i rekolekcje, brali udział w pracach przy tworzeniu Stowarzyszenia Wspierania Małżeństw Niepłodnych „Abraham i Sara" (Grzegorz został pierwszym prezesem zarządu). Czas spędzony w duszpasterstwie był dla nich odskocznią od codziennych problemów i miejscem, gdzie, dzięki rozmowom z innymi małżeństwami, czuli się swobodnie i byli rozumiani.
- Największym darem, jaki otrzymaliśmy od tej wspólnoty, był spokój ducha, pewność, że Bóg jest z nami mimo naszej niepłodności, potrzebuje nas, akceptuje nas takimi, jakimi jesteśmy i ma dla nas plan, choć być może jest on jeszcze dla nas ukryty. Nieoceniona była również świadomość, że wiele osób modli się za nas, w tym, w sposób szczególny, jedna z sióstr nazaretanek.
Franciszek
Po roku działalności w duszpasterstwie, Karolina i Grzegorz poczuli, że chociaż nie mają dzieci, mogą się realizować i być szczęśliwi. Zaplanowali wymarzone i długo wyczekiwane wakacje w Toskanii. Pan Bóg miał jednak inne plany. Krótko po Wielkanocy - 2 kwietnia Karolina zrobiła test ciążowy i okazało się, że jest w ciąży. Po 9 miesiącach narodził się Franciszek.
- Już podczas pobytu na sali porodowej, czekając na poród Frania, dostałem wiadomość od znajomej siostry karmelitanki, że właśnie tego dnia rodzina franciszkańska obchodzi święto Wszystkich Świętych Zakonu Serafickiego. Wierzę, że kilkuset świętych i błogosławionych następców św. Franciszka z Asyżu prosiło Boga o cud życia dla jednego maleńkiego Franciszka, naszego synka, który według ludzkiego pojmowania nie powinien się nawet począć, a już na pewno nie powinien przeżyć 9 miesięcy pod sercem mamy ze względu na powikłania ciąży i porodu, wywołane nieprawidłowościami ze strony pępowiny. Ale dla Boga nie ma nic niemożliwego, a w Jego planach wobec nas, nic nie dzieje się przypadkiem - zapewnia Grzegorz.
Małżonkowie są przekonani, że czas niepłodności był dla nich ważny: zbliżył ich do siebie, umocnił relacje, pozwolił doświadczyć siłę modlitwy i wspólnoty oraz sprawił, że troskę o Życie ustawili na szczycie swoich priorytetów. Choć Karolina i Grzegorz nie spotkali Boga pod dębami Mamre, ufając Mu i godząc się z Jego wolą, ugościli Go jak Abraham i Sara. Karolina w 2015 roku urodziła Joachima, a w 2017 - Samuela.
- Niepłodność to trudne doświadczenie, ale patrząc na owoce, jesteśmy za ten czas bardzo wdzięczni - dodają na zakończenie.