Imieniny: Wiesława Leokadii Joanny

Wydarzenia: Międzynarodowy Dzień Przeciwdziałania Korupcji

Wywiady

 fot. Archiwum zespołu "Fioretti"

W tym roku franciszkańska grupa muzyczna „Fioretti” obchodzi 50-lecie istnienia. O fenomenie zespołu, jego misji oraz przyszłości rozmawiamy z br. Wojciechem Bürgerem, aktualnym wokalistą grupy.

Łukasz Kaczyński: Jak to się stało, że powstał zespół „Fioretti”?

Br. Wojciech Bürger: Zaczęło się w 1968 r. i to nie w Krakowie, a w Łodzi. Tam w Wyższym Seminarium Duchownym Franciszkanów zawiązał się pierwszy skład. Zaś nazwę wymyślił ówczesny przełożony łódzkiego klasztoru, który chciał, by nawiązywała ona do kwiatków św. Franciszka i stąd z włoskiego „Fioretti”. Do Krakowa muzykujący franciszkanie trafili rok później.

Ł.K.: Czym grupa zajmowała się na początku?

B.W.B.: Była do dyspozycji przełożonych i przygotowywała oprawę muzyczną na uroczyste Msze św., akompaniowała gościom odwiedzającym zgromadzenie czy występowała podczas imprez okolicznościowych. W 1970 r. zespół wyjechał na pierwszą akcję ewangelizacyjną, która odbyła się w małych miastach północnej Polski. I taki charakter naszego działania utrzymał się do dzisiaj.

Ł.K.: Muzyką prościej głosić Dobrą Nowinę?

B.W.B.: Nasz założyciel mówił, że słowami ewangelizuje się w ostateczności. Dlatego też chcemy robić to czynem. Misję naszego zespołu widzimy jako granie na scenie, a przez to dawanie świadectwa jedności, braterstwa, radości wiary i prawdziwego życia słowami Ewangelii. Myślę, że takiego świadczenia o Bogu często brakuje dzisiaj ludziom w Kościele.

Ł.K.: Ale czy wasz styl zawsze trafia do odbiorców?

B.W.B.: I tu niespodzianka, bo ciężko skategoryzować nasz styl muzyczny jako jeden gatunek. W zasadzie można powiedzieć inaczej – w zależności od tego, jaki aktualnie jest skład zespołu, a tworzą go bracia studiujący teologię i filozofię w krakowskim seminarium, zmienia się on na przełomie pokoleń. W ten sposób jesteśmy niejako wiecznie młodzi, a w swoim dorobku mamy utwory o charakterze delikatnego rocka poprzez poezję śpiewaną, a nawet i disco-polo. To niewątpliwie rozwija grupę i zapewnia nowych słuchaczy, bo każdy może usłyszeć Boże treści w stylu najbardziej przypadającym mu do gustu.

Ł.K.: 50 lat to chyba bardzo obfity zasób twórczości?

B.W.B.: Tak, wydaliśmy 15 albumów – zarówno w postaci kaset magnetofonowych, jak i płyt. Nagrywaliśmy w profesjonalnych studiach. Na przełomie tego czasu zagraliśmy ponad 1000 koncertów. Zmieniał się również skład instrumentalny – od trzech „pudłowych” gitar i przedwojennego bębna do klavisetu, perkusji, gitary basowej czy akordeonu. Poza wokalistami wspomagali nas także komentatorzy, recytatorzy i oczywiście kierowcy, którzy podczas tras koncertowych zjeździli niejedno auto.

Ł.K.: Gdzie można was usłyszeć?

B.W.B.: W Polsce i zagranicą. Graliśmy m.in. w Paryżu, Wiedniu czy Lwowie. Działamy też prężnie lokalnie – na pewno krakowianie znają nas z występów wspierających „Żywą Szopkę”, która przez całe Święta Bożego Narodzenia stoi przy ulicy Franciszkańskiej. Chcemy też być słyszalni w internecie, dlatego zapraszamy do odkrywania naszych ostatnich kawałków na Spotify i Tidal.

Ł.K.: Czego życzyć zespołowi „Fioretti” na przyszłość?

B.W.B.: Nowych powołań w postaci muzykujących braci. Obecnie w skład 6-osobowego zespołu wchodzi 3 kleryków i 1 ojciec – poza tym wspomagają nas świeccy. Moim doświadczeniem jest, że działanie w grupie muzycznej ubogaca niezwykle powołanie. Sprawia, że człowiek podejmuje wysiłek prób, by jak najlepiej przekazać muzyką Boga wszystkim, którzy przyjdą na koncert. A to może być jedyna przestrzeń, w której niektórzy się z Nim zetkną. Dlatego mamy nadzieję, że nie zabraknie kleryków, którzy będą tworzyć z pasją dalsze dzieje „Fioretti”.

Oceń treść:
Źródło:
;