Galerie-> Krajobraz
Bieszczadzkie jeziorka z duszą
Tym razem polecamy Państwu ok. czterokilometrową trasę z miejscowości Duszatyn k. Komańczy, prowadzącą w przeważającej części przez bukowy las szlakiem turystycznym do rezerwatu „Zwiezło” i jednej z ciekawszych atrakcji Bieszczadów – Jeziorek Duszatyńskich. Realny czas przejścia w jedną stronę wynosi ok. 50 minut (2 godziny według informacji na znakach).
„Diabelskie oczka”, bo tak również bywają nazywane Jeziorka Duszatyńskie, jak niemal każda atrakcja w Bieszczadach, owiane są legendami, spośród których jedna mówi, że są dziełem czarta. W rzeczywistości jeziorka powstały zupełnie niedawno, w 1907 roku, w wyniku gigantycznego osunięcia zachodniego zbocza Chryszczatej w czasie wiosennych roztopów. Powstałe osuwisko spowodowało zatamowanie odpływu potoku Olchowatego w kilku miejscach, tworząc naturalne zapory. W ten sposób powstały jeziorka osuwiskowe, uznawane za największe w Polsce. Bez wątpienia warto odwiedzić to spokojne, nieco tajemnicze i nade wszystko malownicze miejsce szczególnie w słoneczny jesienny dzień.
Jeziorka Duszatyńskie znajdują się na ogólnopolskiej mapie „Szlaków Papieskich” śladami Karola Wojtyły, o czym szczegółowo informuje znajdująca się nad brzegiem górnego jeziorka tablica informacyjna z mapą szlaku z Komańczy przez Duszatyn nad jeziorka.
Według przekazów ksiądz Karol Wojtyła odwiedził to miejsce przynajmniej czterokrotnie (w latach 1952, 1953, 1957 i 1960) z grupą znajomych i młodzieży, trzykrotnie biwakując oraz dwukrotnie odprawiając Mszę św. w tym miejscu. Jego osobistym wspomnieniem z pierwszego pobytu nad Jeziorkami Duszatyńskimi, gdzie 18 września 1952 r. nocował w namiotach wraz z grupą studentów, jest monolog Teresy w dramacie z 1960 roku zatytułowanym „Przed sklepem jubilera”:
“Nie zapomnę nigdy tych jeziorek, co zaskoczyły nas po drodze jak gdyby dwie cysterny niezgłębionego snu.Spał metal zmieszany z odblaskiem jasnej sierpniowej nocy Księżyca jednak nie było. Nagle, gdy tak staliśmy wpatrzeni– tego nie zapomnę do końca życia– gdzieś sponad naszych głów doszło wyraźne wołanie. Było ono zresztą podobne do zawodzenia raczej lub jęk uczy też może nawet do kwilenia.Wszyscy wstrzymali oddech. Nie było wiadomo, czy woła człowiek,czy też zawodzi spóźniony ptak. Ten sam głos powtórzył się raz jeszcze,wówczas chłopcy zdecydowali się odkrzyknąć.Przez cichy uśpiony las przez noc bieszczadzką szedł sygnał.Jeśli to człowiek — mógł go usłyszeć.Jednakże tamten głos już nie odezwał się więcej”.
Zachowały się także wspomnienia przyszłego papieża z jego drugiej wyprawy (w 1953 roku) przebiegającej z Cisnej przez Jeziorka Duszatyńskie do Komańczy:
Wtedy to (…) nocą schodziliśmy do Komańczy od strony wschodniej. Deszcz padał, wspaniale nam się śpiewało. Przed samą Komańczą mamy przejść przez Osławicę, zdejmujemy buty, podciągamy spodnie, przechodzimy. Gdy tylko wyszliśmy na brzeg, pada ostrzeżenie: „Stać! Ręce do góry!”. Jesteśmy otoczeni przez grupę z karabinami. Prowadzą nas na posterunek (…). Tam rzecz się wyjaśnia, papiery mamy w porządku.
Byli potwornie zmęczeni. Może właśnie dlatego jeden z uczestników powiedział:
- Jak kiedyś Wujek zostanie papieżem, to za takie wędrówki odpustów będzie udzielał.